Zamiast klasycznego wywiadu z pacjentem – ewakuacja z linii frontu. Zamiast opieki długoterminowej – walka z czasem. W semestrze letnim bieżącego roku akademickiego Wydział Lekarski Uniwersytetu Opolskiego zamienił się w poligon wiedzy, na którym przyszli lekarze w ramach zajęć z ratownictwa poznają tajniki medycyny pola walki. I to pod okiem prawdziwego komandosa.
Lic. rat. med. chor. Marcin Klepczarek nie jest typowym wykładowcą. Etatowy ratownik medyczny opolskiego SOR-u (Uniwersytecki Szpital Kliniczny), żołnierz wojsk specjalnych, instruktor z obszernym doświadczeniem zaczerpniętym w trakcie wielu misji zagranicznych. Często ratuje życie tam, gdzie lecą kule – teraz dzieli się tą wiedzą ze studentami Uniwersytetu Opolskiego.
Przez kilkanaście tygodni semestru letniego w Centrum Symulacji Medycznej studenci VI roku kierunku lekarskiego uczą się, jak działać w warunkach ekstremalnych. Ćwiczą ewakuację rannych, prowadzenie badania MARCH, użycie staz taktycznych i opatrunków hemostatycznych, a także techniki tamowania masywnych krwotoków czy stosowania odtrutek.
– To nie są inne procedury, tylko inne warunki – tłumaczy lic. rat. med. chor. Marcin Klepczarek. – Szyjemy tak samo, podajemy antybiotyki, udrażniamy drogi oddechowe. Ale trzeba to umieć zrobić, gdy zabraknie światła, sprzętu i czasu.
Ekspert medycyny pola walki szkoli młodych medyków z działań w warunkach bojowych. Pokazuje im, jaka jest rola lekarza na froncie i dlaczego nie powinien on iść „z karabinem w ręku”. – Lekarz jest od leczenia. Jeżeli zaczniemy wysyłać wykwalifikowany personel na pierwszą linię ognia, to prawdopodobnie nigdy tych kadr nie odbudujemy. Takie błędy popełniano w przeszłości, a my powinniśmy się na nich uczyć – wyjaśnia Marcin Klepczarek, tłumacząc też, że zajęcia nie polegają na strzelaniu czy zakładaniu opatrunków. – Lekarz nie zakłada opaski uciskowej; on ją bezpiecznie zdejmuje i przekazuje rannego dalej.
A czy „zwykły” lekarz, po klasycznym kształceniu, poradzi sobie w warunkach wojennych?
– Tak, jeśli pokażemy mu jego miejsce w systemie. Oni już znają anatomię, fizjologię i procedury, tylko muszą nauczyć się działać w innym porządku – wyjaśnia Marcin Klepczarek.
– Te zajęcia to coś więcej niż zwykłe ćwiczenia – podkreśla dr n. med. Jacek Kleszczyński, kierownik Oddziału Klinicznego Medycyny Ratunkowej UO, pomysłodawca wdrożonej innowacji dydaktycznej. – To nie tyle nowość w naszej siatce zajęć, co realna odpowiedź na zmieniającą się sytuację geopolityczną. Tego typu szkolenia prowadzi niewiele jednostek uczelnianych w Polsce, wiem jedynie o Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu. Cieszy mnie, że dołączamy do grona uczelni, które uczą medycyny w praktyce, również tej taktycznej.
Szef Oddziału Klinicznego Medycyny Ratunkowej miał niegdyś okazję uczestniczyć w ramach studiów z medycyny ekstremalnej w ćwiczeniach na poligonie, trenując szeroki wachlarz umiejętności ratowniczych – od ewakuacji poszkodowanych przez stosowanie staz, środków hemostatycznych po odbarczanie odmy. – To doświadczenie pokazało mi, że wojna i medycyna taktyczna dostarczają wielu rozwiązań, które z powodzeniem stosujemy w medycynie urazowej – przyznaje dr n. med. Jacek Kleszczyński.
A jak na symulowanym polu walki radzą sobie opolscy studenci? – Na początku są zdziwieni, ale szybko orientują się, o co chodzi – przyznaje Marcin Klepczarek. – Mamy dobry poziom kształcenia, a dzięki salom symulacyjnym da się naprawdę dobrze przygotować młodych ludzi na sytuacje ekstremalne. Takie, których nikt nie chciałby przeżyć, ale na które każdy lekarz powinien być gotowy.